Przypomniałam sobie dzisiaj o tym blogu... O tym, jak postanowiłam go założyć, jak organizowałam szybką zbiórkę na pierwszy wyjazd do Kenii. O tym wszystkim, co dziś wydaje mi się być tak odległe w czasie, choć wydarzyło się raptem kilka miesięcy temu. Ale tak naprawdę od momentu, gdy powiedziałam sobie "chcę wyjechać do Afryki" wydarzyło się tak wiele, że śmiało mogę powiedzieć: to było dawno, daaawno temu! Chciałabym się móc tym z Wami podzielić...
Spotkałam dzisiaj koleżankę. Ostatnim razem widziałyśmy się zaraz po moim powrocie z wolontariatu w Kenii, gdy zafascynowana tym krajem opowiadałam wszystkim moim znajomym jakie to cudowne miejsce. I wiecie co? Gdy na wstępie żartem spytała "A Ty nie w Afryce?", ja mogłam z ogromną radością oznajmić, że właśnie wróciłam po raz kolejny z Kenii, i opowiedzieć jej w wielkim skrócie o swoich planach!
Nawet teraz, choć minęło już kilkanaście godzin od tego spotkania, czuję tą niesamowitą radość!
Miejsca, które tam zobaczyłam, rzeczy które tam robiłam, kultura której doświadczyłam, a przede wszystkim ludzie, których tam poznałam - to wszystko dało mi niesamowitą siłę i moc. I one wzrastają! Każdego dnia, kiedy po przebudzeniu leżę w łóżku, myśląc o swoich postanowieniach i planach... Kiedy na tapecie swojego telefonu dostrzegam zdjęcie, na którym jestem tak szczęśliwa. Kiedy odczytuję wiadomość dostarczoną o 4:30 naszego czasu z "Dzień dobry" w języku Swahili! Wreszcie kiedy dostrzegam, że inni ludzie widząc moją determinację, nie próbują nawet zachodzić mi drogi, choć robię rzeczy, które nie są zgodne z ich oczekiwaniami wobec mnie.
Tak więc mam zamiar to wykorzystać! Poczyniłam bardzo duże kroki, biegiem wręcz. Jutro ostatnie sprawy organizacyjne, pakowanie i nocna podróż do Warszawy... A w sobotę z samego rana odprawa na lotnisku i wylot w nieznane! Zobaczymy, jak się żyje w Szkocji! Trochę się obawiam języka, ale to u mnie standard przed wyjazdem, jak zdążyłam zauważyć. No cóż...w końcu minie! ;)
Trzymajcie kciuki i zaglądajcie tu do mnie czasami!!!
Amelia
P.S.
Przypomniało mi się... Dostałam dzisiaj taką duuuuużą czekoladę od babci. Nie byle jaką! Najmilkowszą milkę z całymi orzechami! I ze słowami babci "Masz, na nową drogę życia!". Nie powiem, żeby było widać zachwyt w jej oczach, ale muszę docenić jej starania! Także wiecie... Nowa droga życia, te sprawy! Coś czuję, że z tej satynowej pościeli i szlafroczka skrywanych od lat w babcinej szafie, jako prezent ślubny nici... Ale przynajmniej dostałam czekoladę! :D