piątek, 7 lutego 2014

A po długim czasie... Come back :)

Przypomniałam sobie dzisiaj o tym blogu... O tym, jak postanowiłam go założyć, jak organizowałam szybką zbiórkę na pierwszy wyjazd do Kenii. O tym wszystkim, co dziś wydaje mi się być tak odległe w czasie, choć wydarzyło się raptem kilka miesięcy temu. Ale tak naprawdę od momentu, gdy powiedziałam sobie "chcę wyjechać do Afryki" wydarzyło się tak wiele, że śmiało mogę powiedzieć: to było dawno, daaawno temu! Chciałabym się móc tym z Wami podzielić...

Spotkałam dzisiaj koleżankę. Ostatnim razem widziałyśmy się zaraz po moim  powrocie z wolontariatu w Kenii, gdy zafascynowana tym krajem opowiadałam wszystkim moim znajomym jakie to cudowne miejsce. I wiecie co? Gdy na wstępie żartem spytała "A Ty nie w Afryce?", ja mogłam z ogromną radością oznajmić, że właśnie wróciłam po raz kolejny z Kenii, i opowiedzieć jej w wielkim skrócie o swoich planach!

Nawet teraz, choć minęło już kilkanaście godzin od tego spotkania, czuję tą niesamowitą radość!
Miejsca, które tam zobaczyłam, rzeczy które tam robiłam, kultura której doświadczyłam, a przede wszystkim ludzie, których tam poznałam - to wszystko dało mi niesamowitą siłę i moc. I one wzrastają! Każdego dnia, kiedy po przebudzeniu leżę w łóżku, myśląc o swoich postanowieniach i planach... Kiedy na tapecie swojego telefonu dostrzegam zdjęcie, na którym jestem tak szczęśliwa. Kiedy odczytuję wiadomość dostarczoną o 4:30 naszego czasu z "Dzień dobry" w języku Swahili! Wreszcie kiedy dostrzegam, że inni ludzie widząc moją determinację, nie próbują nawet zachodzić mi drogi, choć robię rzeczy, które nie są zgodne z ich oczekiwaniami wobec mnie.

Tak więc mam zamiar to wykorzystać! Poczyniłam bardzo duże kroki, biegiem wręcz. Jutro ostatnie sprawy organizacyjne, pakowanie i nocna podróż do Warszawy... A w sobotę z samego rana odprawa na lotnisku i wylot w nieznane! Zobaczymy, jak się żyje w Szkocji! Trochę się obawiam języka, ale to u mnie standard przed wyjazdem, jak zdążyłam zauważyć. No cóż...w końcu minie! ;)

Trzymajcie kciuki i zaglądajcie tu do mnie czasami!!!
Amelia

P.S.
Przypomniało mi się... Dostałam dzisiaj taką duuuuużą czekoladę od babci. Nie byle jaką! Najmilkowszą milkę z całymi orzechami! I ze słowami babci "Masz, na nową drogę życia!". Nie powiem, żeby było widać zachwyt w jej oczach, ale muszę docenić jej starania! Także wiecie... Nowa droga życia, te sprawy! Coś czuję, że z tej satynowej pościeli i szlafroczka skrywanych od lat w babcinej szafie, jako prezent ślubny nici... Ale przynajmniej dostałam czekoladę! :D

wtorek, 23 kwietnia 2013

Tamdadadam!
Rozpisywać się nie będę, pominę kolejne etapy załatwiana pobytu w Kenii, ale za to oznajmię wszem i wobec: LECĘ DO AFRYKI! :))

Kiedy: 26.05-10.07.2013r.
Gdzie: Kenia, Kisumu, Ket Wangi Orphanage
Co: Wolontariat w sierocińcu dla dzieci, nauka w szkole i organizacja czasu wolnego dla dzieci.

Zarezerwowałam bilety, zapożyczając się na niebagatelną sumę 2000 zł, teraz trwają już konkretne przygotowania! Zdjęcie do paszportu, nowy paszport, szczepienie przeciwko żółtej febrze, tabletki na malarię, repelent przeciwko moskitom, tabletki do uzdatniania wody.... I inne takie dziwactwa ;) Ale mam nadzieję, że będzie już z górki.

A! Zapomniałabym o najważniejszym! Dzisiaj przyszła do mnie paczka, a w niej 250 sztuk cudownych, kolorowych naszyjników w kształcie sowy!


W tym momencie muszę złożyć kilka wyjaśnień:
Na pewno przynajmniej niektórzy z Was pamiętają akcję, która odbyła się w grudniu pod nazwą Solidarna Sowa (pieniądze zbierane były dla Wojtka Makowskiego). Pomyślałam sobie, że to zdecydowanie lepszy pomysł na zdobycie pieniędzy, niż tkwienie z napisem "daj" na facebook'u. Zaczęłam szukać w hurtowniach biżuterii czegoś ładnego, niebanalnego... Siła wyższa sprawiła, że jest to po raz kolejny sowa. Mam nadzieję, że Kasia, która koordynowała akcją Solidarnych Sów, nie będzie mi miała tego za złe!

Więc moi drodzy: 250 sów czeka na nowych właścicieli! Poszukuję chętnych osób, które rozdysponują je wśród swoich znajomych, krewnych. Cena jednej sowy to 12 zł! Pieniądze ze sprzedaży sów przeznaczone są w całości na realizację projektu wolontariatu w sierocińcu Ket Wangi w Kenii!

Pozdrawiam!
Amelka :)


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Od czasu ostatniego posta minęło zdecydowanie więcej niż jeden dzień, ale nie chciałam pisać mało konkretnych informacji, a na dzień dzisiejszy wiem już trochę więcej... :)

Na stronie CS dodałam posta o poszukiwaniu możliwości wolontariatu w Kenii. Początkowo nie dostałam żadnej informacji zwrotnej, poza jednym mailem od człowieka, który mógłby mi pomóc w znalezieniu sierocińca. Jest tylko jedno ale.. Spać miałabym u niego i to za niebanalną sumę 50 zł/dzień.

Postanowiłam jeszcze bardziej zaangażować się w sprawę i napisałam bezpośrednio do kilku osób, które siedzą w tym temacie i mają możliwość załatwienia czegoś na miejscu. W międzyczasie dostałam odpowiedź na swojego posta. Bez zbędnych szczegółów sprawa rysuje się tak:

-Napisałam do mężczyzny, który zajmuje się wolontariatem na co dzień, oferuje nocleg i pomoc w znalezieniu miejsca, w którym można pomóc.

-Zostałam również skierowana do Oli, młodej dziewczyny z Warszawy, która była na wolontariacie w Kenii. Niestety dała się oszukać jednemu z "pośredników wolontariatu", ale dopięła swego i udało jej się zatrzymać w sierocińcu w Kenii, co bardzo podziwiam... Szkoda tylko, że pieniądze, które zainwestowała, nie poszły do potrzebujących. :( Natomiast ma ona namiary bezpośrednio na sierociniec Cheppema Orphanage, w którym przebywała w ramach wolontariatu. Napisałam do niej z prośbą o adres mailowy opiekuna dzieci, mam nadzieję skontaktować się z nim w najbliższych dniach.

Mam już dwa bardzo konkretne punkty zaczepienia. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni sprawa wyklaruje się ostatecznie. Czas zastanowić się nad podróżą... I tutaj muszę prosić Was o pomoc:

Wszystkie niezbędne koszty, których niestety nie da się uniknąć, a które są związane z przelotem, wizą, dojazdem do wioski z lotniska w Nairobi, są niestety bardzo wysokie. Mieszczą się one w granicach 2500-3000 zł. Tak naprawdę, im wcześniej zarezerwuję bilety, tym tańszy będzie lot. Kombinuję jeszcze z transportem mieszanym, ale na razie nie znalazłam tańszej opcji. Niestety, jest to kwota zdecydowanie za wysoka, abym mogła ją pokryć w pełni.

Potrzebuję Waszej pomocy!
Jeśli chcielibyście wspomóc dzieciaki z Afryki, być może sami chcielibyście wziąć udział w podobnej misji, ale na dzień dzisiejszy wydaje Wam się to nierealne, proszę pomóżcie mi sfinansować podróż!
3000 zł, to kwota nierealna do odłożenia przez jednego człowieka w ciągu miesiąca. Przynajmniej przez człowieka w tak młodym wieku i bez wysokodochodowej pracy. ;) Jednak jeśli znajdzie się 300 osób i każda z nich dorzuci te przysłowiowe parę groszy, to wierzę, że szybko uzbieramy te pieniądze!

Apeluję tu głównie do znajomych, przyjaciół: roześlijcie tą wiadomość dalej! Czasu zostało naprawdę niewiele, a przyda się każda złotówka. Zdaję sobie sprawę, że nie reprezentuję tu żadnej organizacji, a moja wiarygodność może być znikoma, dlatego tak mocno potrzebuję Waszej pomocy.

Jeśli uda się uzbierać pieniążki, przedstawię tu wszelkie informacje związane z kosztem biletów, etc. Jeśli coś pozostanie, lub nie uda mi się uzbierać odpowiedniej kwoty, przekażę pieniądze bezpośrednio do sierocińca w Kenii.


wtorek, 9 kwietnia 2013

Na wstępie słów kilka...

Strona, a w zasadzie blog jeszcze w budowie, ale postanowiłam napisać co nieco o pomyśle, który urósł w mojej głowie, ażeby nie cofać się później myślami, dla autentyczności przeżyć. Słów wyszukanych sporo, przejdźmy więc do konkretów.

Jako, że piszę za niespełna miesiąc maturę, a mam dość wszelkich nacisków ze strony rodziny, znajomych, obcych spotkanych w poczekalni u lekarza (!), jeśli chodzi o wybór kierunku studiów, zrodził się w mej głowie niemal szalony plan. Chcę pojechać do Afryki na wolontariat! I to nie za rok, czy chociażby 5 miesięcy, ale w najbliższym wolnym terminie. Przewertowałam nieco kalendarz i wychodzi na to, że mówimy o dacie 26 maja.

 Pomysł ten zrodził się w zasadzie wczoraj wieczorem, ale ideę wyjazdu zaszczepił w mojej głowie, spotkany przypadkiem przed dwoma tygodniami, mój instruktor prawa jazdy (Pozdrawiam serdecznie Pana Andrzeja!). To on dowiedziawszy się, że mam zamiar zrobić rok przerwy po maturze powiedział: "Ja bym ten czas wykorzystał. Spakowałbym się w samolot i poleciał na misję do Afryki!". I to był strzał w dziesiątkę!!!

Ale do rzeczy...

Przeszukałam internet niemalże wzdłuż i wszerz, próbując znaleźć informacje dotyczące wolontariatu zagranicznego. Zainteresował mnie program EVS, organizowany przez Unię Europejską, w którym to młodzi ludzie (18-30 lat), mogą uzyskać 100% dotacji na wyjazd zagraniczny w ramach wolontariatu. Co prawda w pierwszej kolejności program nastawiony jest na współpracę krajów należących do UE oraz jej partnerów, jednak nie wyklucza on pobytu na innych kontynentach. Niestety, gdy zaczęłam przeszukiwać oferty dotyczące wyjazdu w ramach programu, nie znalazłam żadnej propozycji wyjazdu z Polski do jednego z krajów afrykańskich.

Nieco zasmucona tym faktem postanowiłam szukać dalej... Natrafiałam na kolejne strony polskich i zagranicznych organizacji, wysyłających wolontariuszy do krajów trzeciego świata. Był tylko jeden problem... Za ów wolontariat trzeba zapłacić. I to niemałe pieniądze, bo za około miesięczny pobyt na tzw workcamp'ie ceny wahają się od 200-400 funtów brytyjskich... Plus koszt biletu lotniczego (bądź jakiegokolwiek innego transportu). Nie mówiąc o pobycie długoterminowym. Coś mi w tym wszystkim nie grało, ale czytając kolejne rubryki zatytułowane "Why does it cost?" na stronach "stowarzyszeń", utwierdziłam się w przekonaniu, że widocznie tak musi być.

Jednak nie dałam za wygraną...

Gdy przyszłam dzisiaj po szkole do babci, wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł: a może by tak poszukać na stronach CS? Społeczność couchsurfingowców to otwarci i serdeczni ludzie, którzy chętnie niosą pomoc drugiemu człowiekowi. Miałam wątpliwości, czy wśród tamtejszych mieszkańców CS jest tak rozpowszechniona, jak na naszym kontynencie, jednak ustąpiły one, gdy tylko dopadłam laptopa dziadka...

 Nie dość, że reprezentacja CS z Afryki jest dość spora, to jeszcze dotarłam do osób, które zajmują się wolontariatem w swoich krajach! Ba, mało tego... Istnieją grupy zrzeszające wolontariuszy chętnych do wyjazdu na sąsiedni kontynent. Przeglądając kolejne konta tambylców i posty utworzone w grupach, potwierdziło się moje pierwsze wrażenie dotyczące organizowanych workcampów i wyjazdów pseudowolontarystycznych: ktoś zarabia na tym niezłą kasę. To przykre. Tak samo, jak przykre jest to, że nie tak łatwo jest dotrzeć do potrzebujących po drugiej stronie Morza Śródziemnego. Mnie udało się odnaleźć osoby kontaktowe tylko dzięki sporej determinacji (którą akurat mam nadzieję przejawia każdy ochotnik), ale także posiadanym zasobom wiedzy i sprytowi.

Chciałabym napisać jeszcze mnóstwo rzeczy, ale na dzień dzisiejszy wystarczy, jutro postaram się umieścić dalsze informacje na temat mojego pomysłu. :)

Pozdrawiam z Gliwic!
Amelia